Dziś nie będę pisała o przygotowaniach do świąt, dekorowaniu domku ale o norweskiej służbie zdrowia która mnie zezłościła. W miniony czwartek po południu moja Młodsza zaczęła kaszleć, temp skoczyła jej do 39.4. Ponieważ o tej godzinie nasza lekarka nie przyjęłaby nas [trzeba wysłać do niej eska z wiadomością o dolegliwościach i ona decyduje czy przyjmie czy nie . Totalna głupota] więc wybraliśmy się na pogotowie. Pani spisała objawy, zmierzyła temp i kazała czekać. Siedzimy, czekamy na doktorka i obserwuje wszystkie dzieciaki które zmogło tak jak moją córkę. Jedna roczna zajęła miejsce przy koszu na śmieci i co chwilę wymiotowała, drugi szkrab przytulony do mamy rzęził strasznie, jeszcze jeden chłopczyk leżał na podłodze i spał. Moja gwiazda z powodu wysokiej gorączki szukała chłodnego miejsca i znalazła na podłodze tak samo jak jej kolega niedoli. Po jakimś czasie wskoczyła mi na kolana i przestała kontaktować. Czas mijał, ludzie wchodzili i wychodzili od lekarza a my czekamy... Tak nam minęły 3 godziny. Zagaduje moją córcię a tu cisza, zero reakcji, gorąca jak kaloryferek. Lecimy do baby w recepcji dlaczego nie zostaliśmy jeszcze przyjęci , kobieta spokojnie zmierzyła temp i nagle dostała wysokich obrotów ponieważ mała miała39.9. Zostaliśmy przyjęci w 10 sekund. Okazało się że to angina.
Złoszczą mnie polscy politycy którzy wiecznie biadolą że za mało jest pieniędzy na służbę zdrowia, że wszystko jest do niczego. Niech panowie przyjadą sobie do bogatej Norwegii gdzie leczenie ani trochę nie jest lepsze. W Polsce miałam świadomość że małe dziecko jest przyjmowane bez kolejki tutaj już nie.
Kilka fotek z dzisiejszych malutkich opadów śniegu.